wtorek, 24 września 2013

Kopytka

     Dawno, oj dawno temu ostatni raz jadłam kopytka :) W sobotę naszła mnie na nie chętka. Nie miałam co prawda ziemniaków z dnia poprzedniego ( a takie są najlepsze ), ale co tam - ze świeżych też się da ;)
Przepis w dużej mierze robiony "na oko" bo ilość dodawanej mąki zależy w dużej mierze od samych ziemniaków. Najlepiej z przygotowanego ciasta zrobić jedną kluskę i ugotować - wtedy będzie wiadomo czy mąki jest dosyć czy kluska nam sie rozpada i trzeba jej jeszcze dodać. W każdym razie nie może być jej zbyt dużo bo kopytka będą twarde :D


Kopytka ze skwarkami i kapustą.




ok 1 kg ziemniaków
mąka
2 jajka

1/2 kg kiszonej kapusty
1 duża cebula
30-40 dag chudego boczku ( ja miałam wędzony parzony )
olej
masło klarowane
sól, pieprz


Ziemniaki umyć i gotować " w mundurkach" w osolonej wodzie do miękkości.
Kapustę zalać wodą i gotować, aż będzie miękka ( ok 1/2 h ). Odcedzić. 1/3 boczku pokroić w drobną kostkę i smażyć na niewielkiej ilości oleju. Wrzucić kapustę, przesmażyć i doprawić do smaku solą i pieprzem.



Jeszcze lekko ciepłe ziemniaki obrać i przecisnąć przez praskę lub ugnieść na purre.




Dodać jajka, mąkę i doprawić do smaku solą. Wyrobić dokładnie ciasto. Podzielić na części, formować wałeczki i kroić na kopytka.






Ja swoje jeszcze lekko "ukulałam" dłonią :D
Wrzucać partiami na gotującą się posolona wodę i od momentu wypłynięcia na wierzch gotować ok 1-1,5 minuty - nie dłużej bo się rozpadną.
Wyjmować łyżką cedzakową.
Cebulkę i boczek pokroić w drobną kostkę, wrzucić na tłuszcz i podsmażyć do chwili, aż cebulka się zeszkli. Posolić.



Na patelni rozpuścić troche masła klarowanego ( może być również zwykłe masło, ale klarowane daje o niebo lepszy smak :D ), wrzucić kopytka i posmażyć na lekko złoty kolor.




Podawać posypane skwarkami z cebulką oraz kapustą.




Smacznego :D

czwartek, 22 sierpnia 2013

Słodkie drożdżowe bułeczki.

     Remont w pełni, nie ma miejsca ani czasu na kulinarne szaleństwa, ale coś słodkiego by się przydało :) Dlatego napiekłam słodkich bułeczek, które wyśmienicie smakują z dżemem, powidłami czy nawet samym masłem :) Są mięciutkie, puszyste, idealne do popołudniowej kawy lub na śniadanie.


Słodkie bułeczki drożdżowe






0,7 kg mąki
35 g drożdży
1 szklanka letniego mleka
2 żółtka
1 jajko
szklanka cukru
10 dag masła

szczypta soli
cukier waniliowy 2 łyżeczki

oliwa
+ 1 jajko i łyżka mleka


Z drożdży, łyżki cukru, łyżki mąki i 2-3 łyżek mleka zrobić zaczyn i odstawić na 15-20 minut w ciepłe miejsce, żeby zaczął pracować. Masło roztopić i ostudzić.
Mąkę przesiać do miski, dodać pozostałe składniki i wymieszać. Jeżeli jest mocno kljeące można podsypać mąką ale nie za dużo bo będzie twarde.
Wyłożyć na stolnicę i wyrabiać ( ok 10 min ) az ciasto przestanie się kleić do rąk.
Włożyć do miski lekko wysmarowanej oliwą,  przykryć ręcznikiem kuchennym.



Odstawić w ciepłe miejsce na 1,5-2 h do wyrastania. Ja wstawiam do piekarnika z zapalonym światełkiem i tam ciasto ma idealne warunki. Brak przeciągów, których drożdżowe bardzo nie lubi oraz idealną temperaturę. Ciasto powinno co najmniej podwoić objętość.


Wyrośnięte ciasto wyłożyć na stolnicę, odgazować kilkukrotnie zagniatając. Podzielić na części. Każdą z części rozpłaszczyć i ponaciągać palcami, żeby utworzył się płaski placek ( najlepiej w formie kwadratu, ale jak widać po zdjęciu niekoniecznie :D )



Każdy placek zwinąć w rulonik zaczynając od jakiegoś narożnika i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. należy zostawić spore odstępy między bułeczkami, bo zwiększą objętość w trakcie drugiego wyrastania i pieczenia - i to dosyć mocno :), przykryć ręcznikiem i odstawić na 40-45 min do powtórnego wyrastania w ciepłe miejsce bez przeciągów.


Wyrośnięte bułeczki smarować jajkiem roztrzepanym z łyżką mleka. Sprawi to, ze bułeczki będą się pięknie rumieniły i będą lśniące. 



Piec w 170 stopniach minimum 20 minut na środkowym poziomie, góra/dół, jeżeli za mało się zrumienią można podnieść temperaturę do 190 stopni i piec dalej do uzyskania pożądanego koloru :)
Studzić na kratce.



Mi z tej ilości mąki wyszły 24 ładne całkiem spore bułeczki.

Można je posypać z wierzchu np sezamem lub kruszonką, można polukrować, ale najlepiej - IMHO - smakują z samym masełkiem bez żadnych dodatków :D

Smacznego!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Nie ma to jak pyszny chlebuś...

       Na naszym osiedlowym ryneczku kupuję już od jakiegoś czasu mąkę orkiszową - prosto z młyna :D i pomyślałam że trzeba spróbować upiec chlebek na tej mące. Na początek zrobiłam na mieszance z mąką pszenną. Rósł jak głoopi, o mało mi nie zwiał z foremki lol. Wyszedł przepyszny - o leciutko orzechowym posmaku, puszysty - po prostu mniami. Ja dodałam do środka słonecznika, ale oczywiście można dodać inne ziarna.
Chleb jest bardzo prosty w przygotowaniu a efekt jest powalający :D



Chleb pszenno-orkiszowy z ziarnami


 




- 250 g mąki orkiszowej

- 250 g mąki pszennej T650

- 1 łyżeczka cukru

- 2 łyżeczki soli

- 30 g drożdży (świeżych)

- 2 łyżki oleju słonecznikowego (plus odrobina do posmarowania ciasta)

- 300 ml letniej wody (orientacyjnie)

- 1 jajko

- łyżka mleka

- szklanka mieszanych ziaren ( słonecznik, dynia, siemie  lniane  co kto lubi )






Mąki przesiać, wymieszać z solą i ziarnami.

Z drożdży cukru  łyżeczki maki oraz małej ilości letniej wody  zrobić rozczyn i poczekać aż zacznie pracować. Dodać do przesianej mąki drożdże, olej i wodę, łącząc wszystkie składniki. Wyrabiać, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne, około 10 minut.Nieraz trzeba dodać troszkę więcej wody nieraz odrobinę mniej - wszystko zależy od wilgotności powietrza i samej mąki.



Odłożyć w ciepłe miejsce, w misce wysmarowanej lekko olejem, przykryte ręczniczkiem na około  1,5  - 2h. Ja wstawiam do piekarnika z włączonym światełkiem, więc nie ma przeciągów i jest idealna temperatura do rośnięcia.








Po tym czasie ciasto krótko wyrobić, wylać na dłonie odrobinę oleju, nasmarować nim ciasto i przełożyć do formy o wymiarach 28 x 11 cm ( ciasto powinno zajmować nie więcej niż 2/3 wysokości formy). Ja mam formę silikonową wiec nie musiałam jej niczym smarować, ale formę np metalową należy wysmarować masłem i wysypać najlepiej otrębami lub płatkami owsianymi. 



Ponieważ moja forma jest mniejsza ( 22 x 10 cm ) część ciasta uformowałam w osobny bocheneczek a raczej muffinkę lol.

Przykryć ręczniczkiem, pozostawić do wyrośnięcia, aż ciasto podwoi objętość. ( ja się znowu podparłam piekarnikiem ;) )







Przed samym pieczeniem posmarować jajkiem roztrzepanym z 1 łyżką mleka. Można też z wierzchu posypać chleb ziarnami

Piec w temperaturze 200 st. przez około 40 minut najpierw 20 minut góra/dół, później sam dół,  ale jest to oczywiście kwestia piekarnika, więc niestety trzeba sprawdzić :)

Wystudzić na kratce. Bochenek postukany od spodu powinien wydawać głuchy odgłos. Wtedy wiadomo że ładnie się wypiekł.





Wystudzić na kratce - oczywiście o ile rodzinka da mu spokojnie poleżakować i nie rzuci się na niego od razu.




Smacznego! 

wtorek, 23 lipca 2013

Jagody, ach te jagody :)

        Lato w pełni, urlop minął ( buuuuuuuuu ), ale pogoda nadal dopisuje. Zdjęć mi się nazbierało ale jakoś nie miałam za bardzo ochoty siadać do komputera. Teraz trzeba będzie nadrobić ;) A ze bloga traktuje troszkę jak prywatna książkę kucharską, trzeba pouzupełniać coby nie pouciekało :D
        
        Wszystko w tym roku opóźnione, także jagody pokazały się później :) , tak wiec trzeba się najeść bo już sie powoli kończą. A jak jagody, to oczywiście jagodzianki mniam. Piekłam raz po raz i u jednych znajomych, u których byłam na wakacjach i u drugich i w domu - normalnie fioletowe szaleństwo :D
A przepis warto zachować bo ciasto drożdżowe wypatrzone gdzieś w necie ( z drobnymi zmianami wprowadzonymi przeze mnie) wyszło wspaniałe, puszyste i przepyszne. A w połączeniu z jagodami - niebo w gębie :D Wykorzystałam je zresztą nie tylko do jagodzianek, ale o tym kiedy indziej.
Dawałam sporo jagód ( jakoś nie miałam ochoty szukać ich w cieście z lupą lol ) wiec puściły troszkę soku, co zresztą nikomu jakoś nie przeszkadzało - wręcz przeciwnie.


Jagodzianki





0,7 kg mąki
40 g drożdży
1 szklanka letniego mleka
1 żółtko
2 jajka
2/3 szkl cukru
10 dag masła
cukier waniliowy 2 łyżeczki

szczypta soli
cukier puder
1/2 kg jagód


Z drożdży, łyżki cukru, łyżeczki mąki i 2 łyżek mleka zrobić zaczyn i odstawić w ciepłe miejsce, żeby zaczął pracować. Masło rozpuścić i odstawić do wystygnięcia.
Mąkę przesiać do miski, dodać szczyptę soli. Wsypać cukier oraz cukier waniliowy i dokładnie wymieszać. 
Wlać mleko, schłodzone masło, dodać drożdże, wymieszać i wyrabiać. Ja pierwsze kilka minut pozwalam za mnie popracować maszynie ( w końcu po to ja kupiłam ) potem kilka minut wyrabiam jeszcze ręcznie do uzyskania spójnego, gładkiego ciasta.
Ciasto włożyć do lekko natłuszczonej oliwą miski, przykryć ściereczką i odstawić do wyrastania w ciepłe miejsce na 1,5 - 2 h




Ciasto drożdżowe nie lubi przeciągów, dlatego najlepiej znaleźć dla niego jakieś zaciszne miejsce - ja wkładam ciasto do piekarnika nagrzanego do ok 30 st.
Ciasto powinno przynajmniej dwukrotnie zwiększyć objętość.




Wyrośnięte ciasto przełożyć na stolnice i odgazować kilkukrotnie je zagniatając. Podzielić na mniej więcej równe części, których ilość zależy od tego jaką wielkości chcemy. U mnie z tej porcji wychodzi 20 taki sporych jagodzianek.
 

Każdą z części rozpłaszczyć - można oczywiście bawić się za pomocą wałka, ale ja to robię dłońmi.
 

Rozpłaszczone ciasto ułożyć na dłoni, lekko je naciągając, w zagłębienia włożyć jagody, posypać cukrem pudrem ( na dwie czubate łyżeczki jagód, dawałam płaską łyżeczkę cukru pudru).


Brzegi zawinąć do środka sklejając je dokładnie i formując "bułeczkę"


Gotowe bułeczki ułożyć na wyłożonej papierem do pieczenia blasze łączeniem do dołu pamiętając o zostawieniu między nimi sporych odstępów ( rozrosną nam się w trakcie drugiego wyrastania a potem jeszcze podczas pieczenia ) , przykryć ściereczką i odstawić jeszcze raz w zaciszne miejsce do ponownego wyrośnięcia na ok 30 minut.


W czasie gdy ciasto wyrasta rozgrzać piekarnik do 190 stopni. Żółtko roztrzepać z łyżką mleka. Wyrośnięte jagodzianki posmarować jajkiem, wsadzić do piekarnika i piec 15-20 minut, do uzyskania zadowalającego nas stopnia zbrązowienia.


Upieczone jagodzianki przełożyć na kratkę i wystudzić.


Można je posypać cukrem pudrem, a jeżeli domownicy nie pożrą wszystkich od razu, można je posmarować lukrem.



Smacznego !

wtorek, 4 czerwca 2013

Nocne bułeczki

    W piątek wychodząc z pracy stwierdziłam "o rany, ale zonk" O_o zapomniałam nastawić bigę na ciabatte. A moja rodzona nie daruje, jeśli na śniadanie nie będzie świeżego pieczywa. W domu dopadłam do komputera i zaprzęgłam do pracy wujcia Google ;)
Na kilku blogach znalazłam przepis na nocne bułeczki, które na zdjęciach wyglądały tak apetycznie że aż się zaśliniłam :D Ingrediencje w domu wszystkie miałam, a dodatkowo okazało się że przepis jest naprawdę prosty. Bułeczki smakowały i wyglądały rewelacyjnie. 
Jest to jeden z tych przepisów w których nic nie kombinowałam ( na razie lol ) i tak też go podaję.


Nocne bułeczki




Składniki:

3 szklanki mąki pszennej typ 650 (szklanka - 250 ml)
1 łyżka mąki ziemniaczanej
1 łyżka cukru
40 g drożdży
½ szklanki wody
½ szklanki mleka
1 łyżeczka soli
1/3 szklanki oleju

Dodatki:

do posmarowania: 1 jajko i mleko
do posypania: sezam, mak, siemię, słonecznik ...  - słowem co kto lubi


Wieczorem:
Zrobić zaczyn z drożdży, cukru, łyżki mąki i 2 łyżek mleka. Odstawić w ciepłe miejsce żeby "ruszyły"
Mąkę (pszenną i ziemniaczaną) przesiać do miski. Do mąki dodać łyżeczkę soli, mleko, wodę, olej i rozpuszczone drożdże. Wszystko wymieszać łyżką, aż do połączenia się składników. Następnie ciasto przełożyć na blat posypany mąką i zagnieść przez około 5 minut (gdy się klei do rąk, podsypać jeszcze mąką). Przykryć miską i zostawić na następne 5 minut. Po odpoczynku, wyrobić jeszcze przez około 3 minuty. Wyrobione ciasto włożyć do lekko naoliwionej miski (ja pierwsze wyrabianie odwaliłam oczywiście robotem  )
przykryć folią spożywczą i wstawić do lodówki na całą noc. 



Ciasto w lodówce pięknie wyrośnie przez noc - a przynajmniej powinno to zrobić ;)




Rano:
Ciasto wyłożyć na blat i podzielić na około 10 - 12 części. 






Uformować bułki w dowolnych kształtach i ułożyć je na blaszce. 


Ja zaplotłam moje bułeczki tak jak na swoim blogu pokazała Atina

 
 

 Przykryć ściereczką i zostawić do wyrośnięcia na około 20-30 minut. Przed włożeniem do piekarnika bułki posmarować roztrzepanym jajkiem z odrobiną mleka i posypać sezamem, makiem, słonecznikiem lub siemieniem ... itp, itd





Piec w temperaturze 200ºC ( g/d ) przez około 18 - 20 minut. Studzić na kratce. 





Smacznego!

poniedziałek, 27 maja 2013

Schwarzwälder Kirschtorte czyli Black Forest Cake lub jak kto woli tort szwardzwaldzki ;)

     Pierwsze koty za płoty, czyli debiut tortowy odfajkowany :D Na Dzień Matki mój osobisty Maminiec zażyczył sobie torta zamiast kwiatków. Po krótkim szperaniu w necie zdecydowałam się na Black Forest Cake, jako że Mamcia uwielbia wiśnie, z wiśniami ładnie komponuje się ciemne ciasto, a tort miał być koniecznie na bitej śmietanie a nie na żadnych kremach. Oczywiście jak to za pierwszym razem bywa nie ustrzegłam się błędów i chociaż nie wpłynęły one w żadnym wypadku na smak tortu ( był absolutnie i niesamowicie pyszny ) to jednak wygląd pozostawiał trochę do życzenia. Po pierwsze mam tortownicę 26 cm - proporcje z 6 jajek są raczej na 24 cm. Po drugie śmietanki powinien być litr a nie jak u mnie tym razem 660 ml. Jako że Mamcia na imieniny zażyczyła sobie powtórkę z rozrywki, wiem już co poprawić, żeby efekt ostateczny był piorunujący lol
Jednocześnie - ponieważ miałam troszkę "roboty" kuchennej w ten weekend, poszłam na łatwiznę i zamiast frużeliny wiśniowej, której nie chciało mi się robić, użyłam konfitur wiśniowych firmy STOVIT, które maja idealną konsystencję i są bardzo dobre w smaku.
W przepisie podam ilości jakie powinny być i jakich użyję przygotowując tort imieninowy.


Black Forest Cake.







Biszkopt 
proporcje na tortownicę 24 cm

6 jajek
1 i 1/4 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru
2 czubate łyżki kakao
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
pół łyżeczki octu


Bita śmietana

1 litr śmietanki 30% lub 36%
3 łyżeczki żelatyny
3 łyżki cukru pudru

Dodatkowo

Frużelina z wiśni lub jak w moim przypadku konfitura wiśniowa
Wiśnie - z kompotu, w cukrze, świeże ( jak komu wygodnie - u mnie słoik wiśni w cukrze domowej produkcji )
Czekolada
Likier wiśniowy ( niekoniecznie )


Białka oddzielić od żółtek, dodać ocet, szczyptę soli i ubijać. Pod koniec ubijania dodawać po łyżce cukru do uzyskania lśniącej gęstej masy ( jak na bezy )





Dodawać po jednym żółtku i dalej miksować na wysokich obrotach ok 10 minut, żeby wtłoczyć do masy jak najwięcej powietrza.





Mąkę, proszek do pieczenia oraz kakao przesiać do miski i dokładnie wymieszać.






Składniki suche dodać do masy jajecznej i za pomocą szpatułki delikatnie acz dokładnie wymieszać. Dno tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia, przelać ciasto do formy.






Piec 30-40 minut w 170 stopniach  lub do "suchego patyczka". Pozostawić w uchylonym piekarniku do przestygnięcia. Wyjąc z formy i dokładnie wystudzić na kratce ( jeśli to możliwe, zostawić przykryty ręcznikiem na noc ). 





Wiśnie odcedzić dokładnie - część odłożyć na bok do dekoracji.. Śmietanę ubić na sztywno z cukrem pudrem. Żelatynę rozmieszać w 3-4 łyżkach gorącej wody i dodać do śmietany pod koniec ubijania. Kilka łyżek odstawic do końcowej dekoracji.
Tort przekroić na trzy części. Każdy z blatów dokładnie nasączyć - ja wykorzystałam sok, który pozostał po odcedzeniu wiśni z dodatkiem 2-3 łyżek likieru wiśniowego.





Pierwszy blat posmarować połową konfitury na konfiturę wyłożyć połowę pozostałych wiśni.





Posmarować 1/3 ubitej śmietany. Położyć drugi blat, lekko docisnąć. Na nim ułożyć pozostałe wiśnie oraz 1/3 śmietany. Na koniec trzeci blat (również lekko docisnąć, posmarować pozostała częścią konfitury.



Wierzch oraz boki pokryć resztą bitej śmietany. Udekorować tort odstawiona śmietanką za pomocą szprycy ( na to między innymi u mnie już zabrakło śmietany, pokrycie całości też nie było zadowalające ), odłożonymi wiśniami oraz startą na tarce czekoladą.


Wstawić na noc do lodówki ( pod przykryciem, bo bita śmietana ma brzydki zwyczaj "łapania" wszystkich smaczków ;) )

Smacznego!